Belka Edisona – początek naszej przygody z lampami oraz trochę o oświetleniu we wnętrzach

Światło pełni bardzo ważną rolę we wnętrzu. Wpływa na nasz nastrój, zdrowie, efektywność pracy. W ciągu dnia dobrze, by było go jak najwięcej. Wieczorem lubimy jak jest stonowane, nastrojowe.  O możliwościach oświetlenia przeważnie zdajemy sobie sprawę dopiero podczas użytkowania mieszkania. Dotyczy to też niestety jego niewystarczającej ilości. Temat oświetlenia przy projektowaniu nie jest do końca dopracowany, owszem szukamy designerskich lamp ale nie zawsze myślimy nad ich funkcjonalnością i prawidłowym rozmieszczeniem. Przykład trendu oświetleniowego, którego do tej pory nie rozumiem – listwy ledowe na cokołach mebli kuchennych. Mam wrażenie że montuje się je jedynie po to, by pedantyczne osoby mogły widzieć każdy okruszek na podłodze.

W naszym M2 lamp przybywa w zastraszającym tempie. Jak się wprowadziliśmy w pokoju dziennym był żyrandol i, no w sumie tylko żyrandol. Ponieważ nasz salon (trochę zbyt dumna nazwa jak na jego metraż, ale nie chcę pisać słowa “pokój” co 2 zdania) jest multiroomem ( tv, miejsce do czytania, miejsce do pracy i noclegownia dla gości) w tym momencie zamieszkuje 6 lamp: żyrandol, listwy led za tv, lampę stojąca do czytania ( na ruchomym stojaku), lampka biurkowa, nasz WALL-E (światło nastrojowe przy tv), oraz batreflektor ( kolejne światło nastrojowe). W sumie przydałoby się jeszcze ledowe oświetlenie nad biurkiem, ale póki co lampka daje radę. Kuchnia też ma sporo punktów świetlnych: oświetlenie górne, 2 kinkiety, ledowe listwy pod meblami i parapetem oraz lampę nożycową. Jak na tak niewielką kuchnię może wydawać się sporo, ale zapewniam, wszystkie są w użyciu.

Jak to się zaczęło, że zajęliśmy się hobbistyczną produkcją lamp? W skrócie – z mojej wyobraźni i dorosłej wersji Małego Elektryka Jerrego 😉 A rozwijając temat, to wymyśliłam sobie lampę nad stół. Jak już wiecie moja druga połówka nie powie mi, żebym przestała wymyślać, tylko podchwyci temat i z chęcią oraz nieukrywanym entuzjazmem małego dziecka pomoże w realizacji. Wracając do mojego wymysłu, tzn pomysłu – punkt pierwszy – stara belka, ale taka naprawdę stara, popękana, która ma swoją historię,  i jak się później okazało zaschnięte ptasie kupy też… Jerry po wysłuchaniu wytycznych z tajemniczym uśmiechem obiecał, że taką belkę mi znajdzie. Słowa dotrzymał. Była w to wplątana stara stodoła – tudzież jej resztki, krwiożercze bobry i nocne piłowanie 3 m kawałka drewna.  Ponieważ jest to jedna z tych historii na dłuższe wieczory, nie napiszę więcej, a pozostawię w Was pewien niedosyt i pole popisu dla Waszej wyobraźni.
Po tym jak belka trafiła wreszcie na ziemię rzeszowską Jerry przystąpił do działania. W garażu zwanym męską jaskinią dokonał cudu i ożywił mój pomysł. Po zawieszeniu lampy nad stołem w naszym M2 stwierdziliśmy jednogłośnie, że jest tak brzydka, że aż ładna 😉

Jeśli kogoś w Was zauroczyła nasza lampa możemy przyjąć zamówienie – mamy jeszcze drugą połówkę belki.


Po Belce Edisona poszło z górki…. do domowego grona dołączył stary reflektor lotniskowy ( w planie było palenie firanek sąsiadom i wzywanie Batmana, a skończyło się na awarii prądu w 20 garażach… męska ciekawość nie zna granic), nasz ulubieniec WALL-E i jego wszelakie odmiany kolorystyczne oraz lampa nożycowa. Część odrestaurowanych i przerobionych przez nas lamp jest dostępna w naszym sklepie internetowym, a kolejne czekają na odrobinę wolnego czasu. Już teraz mogę zapewnić, że będą to bardzo oryginalne okazy.