A gdyby tak rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady….

Z reguły najlepsze wyjazdy są te spontaniczne. Tym razem niby pomysł na wyjazd w Bieszczady był od dawna (siostra była zapisana na ultramaraton bieszczadzki) ale z organizacją jakoś kiepsko to wyglądało, a i problemy zdrowotne dawały się we znaki. Kiedy już wydawało się, że siostra będzie jechać o 3 w nocy, żeby zdążyć na start, fartem udało się załatwić nocleg. Nie będę się rozpisywać o pogodzie i pięknie Bieszczad o tej porze roku, bo zdjęcia mówią same za siebie. A Saba ukończyła bieg 52 km w limicie czasowym! (dumna siostra!)

Zdjęcia z Cisnej i okolic.